Saturday, October 1, 2011

jak to sie skonczylo

--michal

mamy juz pazdziernik i gorace przygotowania do naszego slubu. W zwiazku z tym, mam duzo wolnego czasu i zrobie ostatniego posta w roku 2011 z Kaliforni.

Wrzesien nie obfitowal w wielkie wydarzenia ani wycieczki. Te 2-3 weekendy spedzilismy w znanych miejscach ale juz bardziej jako miejscowi i moglismy cieszyc sie atrakcjami tylko dla miejscowych. Niecaly tydzien, zupelnie z zaskoczenia, przyjechal do nas Stefan. Stefan ze swoja nowo poslubiona w Las Vegas żona.

Po kolei - wycieczka Mission Brews, po browarach, pubach i restauracjach wokol poludniowego Mission. Okolica na pewno nie tak dopieszczona jak centrum ale majaca swoj urok. Takie prawdziwe San Francisco:
Rosamunde Sausage Grill. Swietne miejsce z.. kielbaskami. Pamietam, ze wzielismy ich specjalnosc - Merguez (ostra baranina + wolowina). Zdjec nie ma, dosc szybko zostaly zjedzone.
Jesli chodzi o piwa to wszyscy polecali Trumer i Speakeasy - nie znalem tych marek
Wokol mission jest milard miejsc, w ktorych mozna sie zatrzymac, cos zjesc i wypic. Zaczelismy popoludniem, niektore byly jeszcze zamkniete.
kazde miejsce wyroznialo sie wystrojem i klimatem - Bender's Bar & Grill
to byly chyba najlepsze miniaturowe burgery jakie jedlismy - The Syncamore
kolejne miejsce bylo bardzo zatloczone. Na normalny stolik czeka sie godzine. Zjedlismy ostatni dzis poslilek przy malym barze z boku. Monk's Kettle. Swietny hamburger, ciemne piwo i precel z serem.
Najwieksze bylo jednak menu z piwem. Kilkaset pozycji, kazde serwowane w oryginalnym kuflu. Ciemne, jasne, rozowe..
Powrot do domu Caltrainem jest bolesny, dlugi i tak samo drogi jak 30 minutowa podroz samochodem.


Jesli chodzi o SF to wlasciwie koniec. Tuz przed naszym wyjazdem w San Jose przy kosciele zostal zorganizowany "Polski Festiwal". Nic wielkiego ale przygotowywali sie rok i bardzo reklamowali.
cos w rodzaju odpustu: stragany, kielbasa, kapela, stoiska ze roznymi niepotrzebnymi rzeczami.
przy koscielna kawiarnia byla pelna. Okazja do podsluchania polskich plotek.
pierogi, bigos, golabek, calkiem calkiem 
Na zakonczenie kilka zdjec z telefonu z roznych przypadkowych miejsc:
suszone gruszki i mandarynki - Stanford Shopping Center. Budynek z jedzeniem najciekawszy.. w pozostalych rozne rzeczy w nierozsadnych cenach.

drogi wcale nie sa takie dobre w Stanach - tzn nie wszedzie i nie zawsze. Jest sporo remontow, poszerzen, nowych kladek. Tu dwie straszne dziury do zalatania!
dziura!
mielismy szczescie i sporo naszych rzeczy przygarneli znajomi.
wszystko zmiescilo sie do malego wynajetego Chevroleta Cruzo. Dostalismy wypasiona wersje ale i tak.. nie kupujcie.
California pozegnala nas niemal 40 stopniowym upalem. W cieniu jest ok, pomimo temperatury bardzo niska wilgotnosc. Podobno jesien w zatoce jest najladniejsza a w San Francisco najcieplejsza.
Szczesliwa Ola w samolocie ;) W tym zdjeciu jednak chodzi o ta niebieska torbe Sketchersow. Dostalismy od znajomego chyba 20 i bardzo narzekalismy, ze zagracaja nam szafe. Ostatecznie, przez przypadek nas uratowaly. Sporo rzeczy popakowalismy w nie, a gdy na lotnisku okazolo sie ze mamy o kilkanascie kilogramow za ciezkie bagaze, to tu tez troche rzeczy trafilo ;) Lot byl OK, jednak trwal niecale 17 godzin (lacznie z przesiadka i czekaniem)
2011

No comments:

Post a Comment