Tuesday, June 5, 2012

Las Vegas indeed

- ola

Las Vegas zna chyba każdy. Z filmów, książek, czasopism. Polecali nam je znajomi z pracy, który wspominali 'stare dobre czasy', kiedy to jeszcze zanim znaleźli swoje żony, spędzali tam wspaniałe wakacje przepuszczając (bądź wygrywając) pieniądze w kasynie i imprezując przez kilka dni z rzędu ;) Zachęceni wszystkimi dobrymi opiniami pojechaliśmy sprawdzić jak te historie mają się do rzeczywistości. Nie ma się w tym temacie co rozpisywać. W piątek wieczór miasto jest już wypełnione po brzegi. Przez hotele, kasyna, ulice przewija się cała rzesza ludzi. Część spędza całe dnie w kasynach, część buszując po sklepach ( a jest ich tam sporo - od Ralpha Laurena, przez Dior, Christian Louboutin, aż do bardziej przystępnych cenowo H&M czy Victoria's Secret), a część po prostu pijąc bardzo populrną tam margaritę na słonecznych chodnikach, bądź w hotelowych pubach i restauracjach. Wieczorami dużą popularnością cieszą się liczne show - komedie, iluzjoniści, cyrki - ale o tym później.
Mnie Las Vegas nie urzekło. Miasto pełne hoteli, świateł, kiczu i pijanych ludzi ;) Na pewno warto zobaczyć, ale nie wiem czy warto spędzać tam swoje wolne weekendy (no chyba, że dysponuje się workiem zbędnych pieniędzy ;) ).

Do Las Vegas wjeżdżaliśmy jeszcze przed południem, pogoda była mocno słoneczna. Dość szybko przejechaliśmy główną trasą prowadzącą do downtown Las Vegas. Ku naszemu zdziwieniu (a głównie mojemu) downtown (czyli starsza część Las Vegas) była wyjątkowo mało atrakcyjna i mała. W poszukiwaniu parkingu minęliśmy może 3 ulice i zobaczyliśmy dzięki temu miasto od chyba jego najgorszej strony ;)

Po krótkim spacerze po downtown pojechaliśmy do ciekawszej części LV, czyli Strip (jak mówią lokalni ludzie) - miejsca z hotelami, kasynami, sklepami i barami. Nie wykroczyliśmy poza ten obszar przez niemal następne 2 dni!
widok na hotele z trasy przelotowej prowadzącej do downtown
tuż obok downtown - ta gorsza część
downtown 
słynna zadaszona Fremont Street, a w środu sklepy z pamiątkami, kasyna, puby
zaczynało się na zewnątrz a kończyło już pod dachem Fremont - zjazd na tyrolce
Golden Nugget - ekskluzywne kasyno, a w jego środku znajduje się największy samorodek złota na świecie wystawiony na pokaz (więcej na wiki) - niestety było zamknięte :(
a to już w drodze do Strip; w tle widać znaną wieżę Stratosphere (350m)
po drodze mija się całe mnóstwo kaplic, w których niemal od ręki można wziąć ślub :)
hotel z cyrkiem i wesołym miasteczkiem w środku
a to już wnętrze Bellagio; to był nasz ulubiony hotel; dokładnie widać go na filmie Ocean's Eleven - nic a nic nie zmienił się od tamtych czasów :) 
spejalnie obejrzeliśmy ten film w minions weekend żeby mieć porównanie!
widok na fontanny (które jeszcze nie były czynne) z Bellagio
w hotelach popularne są bufety - płacisz 20 dolców i jesz ile jesteś w stanie w siebie wcisnąć; udało nam się tam dopchać jedynie w piątek zanim do LV przybyły tłumy - w sobotę kolejka to mniej więcej 3 godziny stania
a w bufecie wszystko! miesa, ryby, owoce morza, sałatki, pizze, makarony, desery, lody, owoce i pełno rzeczy o których już nie pamiętam
moja ulubiona część posiłku - lody :)
kasyno (ciągle w Bellagio), w którym sukcesy odnosił Michał ;)
ja w tym czasie piłam szampana w galerii obok razem z twórcą rzeźb; na wszystkich rzeźbach znajdują się 'pracownicy' Cirque du Soleil i muszę przyznać - robią wrażenie! ceny startowały od 17000$ ;)
a kiedy znudzily mi się rzeźby przerzuciłam się na obrazy Claude Monet w galerii sztuki Bellagio
na koniec odwiedziłam sklep z pamiątkami z cyrku - maski były przepiękne!
a to już Cesar Palace, czyli przenosimy się do Rzymu ;)
główny hol
kasyno
była nawet alejka (a raczej aleja!) ze sztucznym niebem, a w środku sklepy i restauracje 
a to już na zewnątrz
obok Paryża tylko przechodziliśmy
wyspa skarbów
a jak wyspa to i statek
Wenecja
jakiś bar po drodze - wszyscy piją tam margarite, dostępną w dziesiątkach smaków (np zielona polewej); można kupić w zwykłych kubkach albo w wielkich butlach (nawet kilku litrowych) w fantazyjnych kształtach - z takimi butlami wszyscy chodzą po ulicach, bo LV to miasto radości i można pić wszędzie ;)

Poniżej kilka fotek z nocy. Na wieczorne i nocne wojaże wybywaliśmy przeważnie bez aparatu, więc zdjęcia raczej kiepskie, ale co nieco można zobaczyć.

wybuch wulkanu - małe show powtarzane przez cały wieczór do północy co pół godziny; całkiem przyjemne dla oka; odpuszcze Wam mój amatorski filmik w tym przypadku ;)
kolejka do kluby w hotelu Venetian - ciągnęła się jeszcze długo długo z obu stron, a ludzie ciągle przybywali
standardowa ilość ludzi na ulicach w sobotę
moja nowa kumpela ;)
całkiem przypadkiem natrafiliśmy na jedne z lepszych burgerów w naszej burgerowej karierze!
i jedną z lepzych pizzy w naszej pizzowej karierze

2 comments:

  1. a gdzie mozna zjesc te bardzo dobre burgery??co to za knajpa?

    ReplyDelete
  2. FIX - w Bellagio. Sa na prawde swietne.

    ReplyDelete