Sunday, December 2, 2012

San Diego I

--michal

Od ostatniego postu minęły 2 tygodnie -- dwa weekendy. Jeden pracujący, na szczęście chyba pierwszy w tym roku, drugi za to, to długi weekend zaczynający się Swiętem Dziękczynienia. Trzeba wiedzieć, że to chyba najważniejsze świeto w roku dla Amerykanów, taka nasza wigilia.

Plan był prosty, urywamy się z pracy trochę wcześniej i jedziemy do San Diego jeszcze zanim zaczną się wielkie korki w środę wieczorem. Niestety.. 20 mil dalej, w San Jose, zepsuł nam się samochód. Po raz kolejny uratowało nas AAA, czyli taka tutejsza pomoc drogowa. Przyjechali, odholowali, podjechaliśmy na lotnisko, wypożyczyliśmy samochód, przepakowaliśmy bagaże ..i byliśmy na z powrotem na drodze ale 5 godzin później. Korki w każdym razie omineliśmy ;)

Do San Jose jest koło 550 mil, czyli niemal 900 kilometrów. Postanowiliśmy przejechać w nocy Los Angeles, żeby ominąć poranne korki i zatrzymać się na noc w Irvine (trochę dalej na południe). Ostatnie 100 mil przejechaliśmy po poludniu, przyjeżdzając prosto na obiad do znajomych w San Diego. Kolejne 3 dni zwiedzaliśmy okolice i zrobiliśmy kilka zdjęć:
nasza trasa
śniadanie w Irvine, późno się obudziliśmy po nocy w samochodzie (jechaliśmy do 4 rano) i akurat w hotelu serwowali już tylko lunch. W każdym razie burger nie zawiódł i byliśmy gotowi na pierwszy dzień.
Irvine, jest miasteczkiem przylegającym od południa do LA. Troche firm i banków i całkiem ładna nadmorska dzielnica
powyższe zdjęcie dobrze obrazuje charakter Irvine i jego mieszkańców
..niestety już za zimno na pływanie, plaża niemal przylega do nadmorskich domków
głęboko w może wcinają się kamienne falochrony
pogoda była świetna i towarzyszyła nam do końca wyjazdu. Miła odmiana po naszych północnych deszczach
grill na plaży tylko w wyznaczonych miejscach
można poczuć i zobaczyć że to cieplejszy klimat, na zdjęciu 2 metrowa, przydrożny, agawa.
Niestety po dłuższym spacerze musieliśmy opuścić ten sielankowy, przystrzyżony ogródek Irvine.
pojechaliśmy główna drogą na południe nr 5. Niestety ostatnie 100 mil zajęło nam 2 godziny, które dały nam w kość, bardziej niż wczorajsze 400 przejechane bez korków w 5 godzin. Powyższe zdjęcie pochodzi z małego postoju.
 i oto on :) Dziękczynny Indyk! Nie z tych wielkich, które podobno są napompowane i nie zdrowe, ale ekologiczny, zapieczony w jabłkach i winogronach. Na prawdę świetny.
Nasi gospodarze gościli nas przez 3 dni, zabrali nas na sobotnią wycieczkę, karmiąc i opiekując się po drodze ;)
Balboa park. Główne miejsce do zwiedzania w San Diego. W centrum parku sporo muzeów a wokół alejki i ogrody. Niestety sporo asfaltu i samochodów.
najsłynniejszy obiekt w parku, muzum botaniczne
to już w środku muzeum botanicznego, storczyki prosto z ostatniego sezonu Dextera
staw w centrum parku
skusiliśmy się jeszcze na muzeum sztuki
mieli nawet Dalego
w jednej z sal wzdłóż ścian była wyznaczona oś czasu - od pierwszych lat naszej ery. Goście muzeum mogli dodawać najróżniejsze wydarzenia, które miały miejsce w ich życiu.
..i na ogród chiński
oczywiście tablica sponsorów
pomimo tego, że wszystkie przewodniki polecają park Balboa nie należy się nastawiać na wiele ;)
W centrum San Diego znajduję sie wyspa Coronado ze słynnym hotelem Coronado na wybrzeżu, w którym elektryczność zakładał sam Edison ;)
Na zdjęciu widok z mostu łączącego wyspę z głównym lądem
plaże nie bez powodu zaliczane są do najładniejszych w stanach
po krótkim relaksie pojechaliśmy do tzw. Old Town. Nie jest to jednak starówka, bardziej turystyczne miejsce z tradycyjną zabudową i słynnymi ulicznymi lampami gazowymi. Polecono nam również tamtejsze meksykańskie restauracje
zdjęcie średnie ale chilli nawet nawet ;) Pomimo tego, że nie przepadamy za meksykańskimi przysmakami, trzeba im przyznać, że im bliżej Meksyku tym lepsze
zaułki Old Town, głównie stragany z pamiątkami
talerze, krzyże i trupie czaszki..
Nie zabawiliśmy tam długo
najbardziej wysuniętym punktem w stronę oceanu jest Poin Loma, na półwyspie otaczającym Coronado
niestety pogoda zmieniła się w ciągu 5 minut
i całe obszar był w gęstej mgle
betonowy pan Cabrillo, odkrywca, kupiec, pirat, przedsiębiorca z połowy szesnastego wieku. Po sukcesach w Meksyku związanych z handlem i złotem funduje statki i kieruje się ku północy Ameryki zachodnim brzegiem. Odkrywa i nazywa większość zatok, w ktorych powstały dzisiejsze miasta (SD, Monterey, Santa Barbara) dopływając do dzisiejszego Oregonu.
 sprytny taras widokowy chroniący podziwiających "las kelpi" (zielone glony, które widać z krawędzi klifu)
po drodze wstąpiliśmy na wojskowy cmentarz. Był ogromny, ciągnął się po obu stronach drogi i równe rzędy nagrobków zdawały się nie mieć końca. Podobno od czasów Afganistanu pogrzeby przeprowadzane są po cichutku ;) w przeciwieństwie do sposobu oddawania hołdu zmarłym parę lat temu

Koniec Części Pierwszej :)


No comments:

Post a Comment