Wednesday, April 25, 2012

Delfina

- ola

Miniony weekend niemal w całości spędziliśmy w okolicy San Francisco. W sobotę wybraliśmy się na piwo do jednej z naszych ulubionych knajp w SF ze znajomymi francuzami. Pobyt w SF chcieliśmy rozpocząć obiadem w podobno najlepszej restauracji w SF - w restauracji Delfina. Delfina to włoska knajpa, którą od dawna polecają nam najwięksi smakosze z pracy. Podzielona jest na dwa lokale (obok siebie, ściana w ścianę) - jedna z nich to pizzeria (otwarta cały dzień), a druga to restauracja, do której docelowo planowaliśmy się udać. Na miejscu pojawiliśmy się dość wcześnie i okazało się, że do otwarcia musimy trochę poczekać. Ze smakiem obserwowaliśmy wielkie tłumy zajadające się nieźle wyglądającą pizzą i popijające białe włoskie wino. Mimo wszystko udało nam się wytrwale przeczekać do otwarcia głównej knajpy spacerując po okolicy.

Główna restauracja otwierana jest o 17.30, a już przed 17.00 ustawiła się długa kolejka oczekujących na wejście. Już ten fakt sprawił, że mieliśmy coraz lepsze zdanie na temat tego miejsca.
Punkt o 17.30 drzwi otworzyły się i każdy oczekujący został zaprowadzony do stolika. O 17.45 nie było już ani jednego wolnego miejsca :-) Wystrój prezentował się całkiem nieźle - czysto, prosto, świeże kwiaty w środku, otwarta kuchnia. Co do jedzenia mamy mieszane uczucia ;-)
widok na bar z naszego stolika
i na kuchnię
na pierwszy strzał poszły świeże, grillowane kalmary; wybór - strzał w dziesiątke!
początkowo nieco odrażał mnie wygląd kalmarów, ale na szczęście szybko się przełamałam;
Michał to zdecydowany mięsożerca, a ja jako wielka wielbicielka makaronów skusiłam się właśnie na Linguine z pomidorami i rybą solą - efekt: było ok, ale bez ohów i ahów jakie usłyszeliśmy od znajomych; tak czy siak dobrze przekonać się o nowych smakach na własnym języku :-)


Wieczór zakończyliśmy w naszej chyba ulubionej dzielinicy, w knajpie z ogromnym wyborem piwa. Pisaliśmy o niej już dwukrotnie na blogu i jest zdecydowanie jednym z tych miejsc, do których się wraca. Jeśli ktoś z czytelników zdecyduje się na odwiedzenie nas (po raz kolejny zapraszamy!), na pewno się tam wspólnie wybierzemy :-) Knajpa to Monk's Kettle. Na wejściu dostaje się obfite menu z wielkim wyborem piwa, a po chwili podchodzi barman, który potrafi opowiedzieć o każdym rodzaju, doradzić, a na koniec zachwycić się smakiem razem z klientem ;-) (żeby nie było - można tam też zjeść, i to całkiem nieźle!)
każde z trzech kielichów jest próbką innego piwa; to najbardziej po prawej miało w sobie ostre papryczki i naprawdę ciężko było je wypić!

No comments:

Post a Comment