Wednesday, June 15, 2011

spacer

-- ola
Ostatnią sobotę spędziliśmy w SF. Nie robiliśmy niczego szczególnego. Po prostu spacer i poznawanie miasta, od takiej codziennej strony (i burgery oczywiście, ale to już było ;)). Spacer po tym mieście naprawdę może zmęczyć! Ciągłe wchodzenie pod górę i schodzenie w dół daje w kość. Jednak trzeba mieć kondycje aby swobodnie poruszać się po SF (i samochód, który mało pali ;) ).
Na sam początek odwiedziliśmy punkt widokowy na słynnym wsgórzu Twin Peaks. Widok niesamowity! Całe SF, ocean na horyzoncie, Golden Gate w tle. Zdecydowanie musimy się tam udać jeszcze kilka razy. Na pewno już po zmroku - zobaczyć całe miasto nocą i na pewno jeszcze raz w dzień - posiedzieć i popatrzeć. Tym razem wiatr był tak ogromny, że ciężko było tam spędzić więcej niż 10 minut.
wjeżdżamy pod górę
tutaj już zaczynały zatykać się uszy
prawie na miejscu :)
Golden Gate w tle
widok na centrum
a to ja;) ja jakby ktoś zapomniał jak wyglądam; ależ tam potwornie wiało!
i Michał, cwany miał kutkę w bagażniku!
jakby ktoś bardzo zgłodniał, to za murkiem czekał pan z hod dogami
widok z daleka..
..i widok z lunety;
widać Bay Bridge - most łączący SF z Oakland - robi wrażenie! Raz zbłądziliśmy i na niego wjechaliśmy; ma dwa poziomy w dwie różne strony, na jednym poziomie 6, a czesem więcej pasów i jest mega długi
właśnie tak było zimno na tej górze! i też chcę taką czapkę ;)


Po totalnym wymrożeniu zjechaliśmy na dół, zaparkowaliśmy auto na normalnej uliczce oddalonej od centrum. 20 dolców w kieszeni - bo tyle kosztuje tu parking blisko centrum. Kolejne kilka godzin spacerowaliśmy, jedliśmy, cieszyliśmy oczy tutejszą specyficzną zabudową. Bardzo normalna sobota na końcu świata.
znów pod górę, ale już blisko do ulicy, na której zostawiliśmy auto
i zaparkowaliśmy :) - bardzo ciężko było znaleźć wolne miejsce w niepłatnym miejscu; dookoła tradycyjne domki
gęsta sieć kabli i trolejbus, który z niej koszysta
ten dom był świetny!
widok  z jednej z gór, na którą wdrapaliśmy się po drodze
i jesteśmy na Castro! 
Castro to bardzo znana ulica w SF. Cieszy się ona znacznym powodzeniem wśród gejów. Wszystkie knajpy i restauracje są dedykowane właśnie dla nich, na witrynach sklepów nawet odzieżowych jedynie męskie ubrania, co krok sklepy z erotycznymi gadżetami a na plakatach faceci wyginające swe nagie ciała ;) na ulicy sami zakochani! oczywiście tej samej płci - faceci trzymający się za rączki - w każdym wieku, młodzi, starzy, w średnim wieku ;) Musze przyznać - dziwnie się tam czułam!
Po przekonaniu się na własne oczy, że to miejsce jest naprawdę tak mocno opanowane przez facetów udaliśmy się w stronę Haight Street. Na tej ulicy było już przyjemniej. Ciekawe budynki, sklep z buutami jc ;) (z poprzedniego posta), pełno knajpek i cała masa sklepów z najróżniejszym sprzętem do palenia trawy ;)

Na koniec krótki spacer po golden gate park. Przyjemne miejsce i masa ludzi korzystająca z uroków obfitej zieleni w samym centrum miasta.
"koncert" - grający wyglądali na przypakową mieszankę ludzi zebranych o tej samej porze w tym samym miejscu z różnymi instrumentami; całkiem nieźle im to szło!
ładne drzewo
krzywe drzewo, też ładne
ogród japoński w obrębie parku; nogi odmawiały już posłuszeństwa, więc zostawiliśmy go na inny dzień
powrót :)

No comments:

Post a Comment